Kwietniówka w Les2Alpes
23 maja 2016 Kategoria: News
No trochę zeszło zanim zebrałem się za ogarnięcie podsumowania z naszego ostatniego wyjazdu do Les2Alpes, ale wiecie, rozumiecie, był długi weekend, w Tatrach dosypało, czyli rzecz się rozbiła o tak zwane „priorytety”. Wiek też robi swoje i wiadomo że z czasem człowiek się uwstecznia. Pióro ciąży i cokolwiek człowiek nie napisze, to wydaje mu się że wieje z tego nudą i dłużyzną. Á propos wieku, to na tym właśnie wyjeździe przypomniałem sobie, że zapomniałem ile to już „kwietniówek” zaliczyłem w tej miejscówce. Obstawiam okolice czternastu, ale w tej kwestii mogę się mylić. Czy ta była jakaś szczególna? Nie, raczej powiedziałbym że to klasyk, choć parę różnic zawsze się znajdzie. Pierwsza z nich to sama podróż. Było za szybko i za spokojnie. Trup nie ścielił się gęsto, autobus cisnął jak szatan i w efekcie dotarliśmy do celu w całkiem przyzwoitej formie. No może z wyjątkiem Jacka, ale wiadomo, jak ma się prawie 3 metry wzrostu to nawet przejażdżka tramwajem może solidnie zmęczyć. Na miejscu czekało już na nas dwóch znajomych lokalesów, którzy zaopatrzyli nas, i w prowiant, i w foty prezentujące warun z poprzedniego tygodnia. Na La Grave wyglądał on mniej więcej tak:
Podjarani fotami i prowiantem, dość wcześnie poszliśmy spać (warto wspomnieć, że niektórzy trochę bardziej niż wcześnie zasnęli), coby na świeżaka się rozjeździć. Niestety na planach się skończyło, bo okazało się że pogoda postanowiła sobie z nas troszkę zażartować. Nam do śmiechu nie było, ale jeszcze smutniej było w jednoosobowej grupie początkującej. Pierwszy dzień na desce i od razu wrzuta na głęboki śnieg i przy zerowym kontraście. I tu należy się szacun dla Dominiki i Lucynki za szeroko rozumiane ogarnięcie tematu. Coby jednak nie mówić w ten dzień trochę dosypało, i dzięki temu przez następne dni mogliśmy cieszyć ślizgi świeżutkim sztruksem. Co rano więc w komplecie (albo prawie w komplecie) cisnęliśmy na górę pierwszą gondolką,
gdzie Prezes Schodek przystępował do najprzyjemniejszej części dnia, czyli rozgrzewki. Wiem, wiem mało kto jest w stanie dorównać rozgrzewkom Siwego, ale odniosłem wrażenie, że Schodkowi prawie się to udało. Ćwiczone było w parch
i w grupach Rozgrzewka rozgrzewką, a robota sama się nie zrobi, czyli trzeba było co nieco porzeźbić na stoku, tylko po to by wieczorem poddać się grupowej i publicznej krytyce. Poniżej jedno z takich spotkań, na którym każdy mógł naocznie przekonać się że szału jeszcze nie ma i że jest co robić ;)
Jako że nie samymi szkoleniami człowiek żyje, po zajęciach część cisnęła do snowparku, a część wykorzystywała warun poza trasą. Ten supermiodny może nie był, ale tu i ówdzie trochę puchu dało się znaleźć.
Klasyczny wariant, czyli zjazd do La Fee miał swoje plusy (stosunkowo mało śladów) ale miał też swoje minusy, o czym dobitnie przekonał się kolega Sikor, który po jednym z takich zjazdów stwierdził, że jednak woli krzesać iskry na metalu w snowparku, niż na kamieniach w La Fee. A skoro mowa o snowparku, to o ile pogoda poprawiła warunki poza trasą, o tyle sprawiła że pajp w tym tygodniu nie nadawał się do niczego. Wiatr i padający śnieg sprawiły, że jedna ze ścian przypominała bardziej pole kalafiorów, niż ścianę pajpu, ale jak się nie wjedzie, to się człowiek nie przekona…
Na szczęście dolny park był jak zawsze bardzo dobrze przygotowany, a do tego posiadał dodatkowy atut w osobie Schodka, który jak wiemy jest posiadaczem kilku złotych i srebrnych patelń, jednej srebrnej chochli i sześciu tytułów kucharza roku.
Do tego jest instruktorem w każdej dyscyplinie sportu, choć ostatnio najlepiej idzie mu chyba w nartach.
Praktyka praktyką, teoria teorią, ale najważniejsze jest odpowiednie podsumowanie dnia, na którym oprócz omówienia tego co się w danym dniu wydarzyło trzeba zaplanować wieczór, i oczywiście dzień następny. Poniżej grupa w trakcie jednej z takich odpraw.
I tym sposobem dotarliśmy do ostatniego dnia w Les2Alpes. Pogoda jak zawsze nieprzewidywalna zaskoczyła sporą ilością świeżaka na i poza trasą. Do tego kotłujące się chmury stworzyły niepowtarzalny klimat.
Tego dnia całkiem przyjemne widoki można było oglądać z nowej trasy prowadzącej mniej więcej wzdłuż Jandri Express. Trasa została oddana w tym sezonie i myślę że to najlepszy sposób na dostanie się na sam dół. Fajne nachylenie, stosunkowo szeroka no i kończy się mniej więcej w połowie wioski. Zdecydowanie warta polecenia, zwłaszcza dla tych, którzy lubią przypiec buły w ostatnim zjeździe. I to już koniec moi mili, dziękujemy że byliście z nami i że jak zawsze daliście radę. Na koniec fota z naszego balkonu i widok którym Les2Alpes się z nami pożegnało.
PS: fotony: Kazach, Rafi, Schodzio, Sikor i ja
PS2: błędy są i być muszą :)